W warszawskim Pasażu Tyrmanda odsłonięto w piątek tablicę upamiętniającą pisarza, który przez dziewięć lat mieszkał w pobliżu, w dawnym budynku YMCA przy ul. Konopnickiej. "Mój ojciec zawsze był piewcą wolności jednostki" - powiedział podczas uroczystości syn pisarza Matthew Tyrmand.
Pisarz, autor m.in. dedykowanej Warszawie powieści "Zły", "Dziennika 1954", "Cywilizacji komunizmu", "Dziennika amerykańskiego", "Zapisków dyletanta", od 1965 roku na emigracji w USA, miłośnik jazzu, barwna postać w PRL-owskiej szarzyźnie - głosi napis na tablicy odsłoniętej przez wiceprezydenta Warszawy Włodzimierza Paszyńskiego.
Na odsłonięcie tablicy przyjechał z USA syn pisarza Matthew Tyrmand. - Od pięciu lat moje wizyty w Warszawie stały się coraz częstsze. W istocie Warszawa staje się moim drugim domem. Dziś są 94. urodziny mojego ojca. Celebrujemy je w miejscu, gdzie spędził dziewięć lat, lat, które można określić jako najbardziej mroczny czas jego życia, ale też z drugiej strony były to lata niesłychanie ważne dla kształtowania i formowania się jego intelektu - mówił Matthew Tyrmand. Syn pisarza przypomniał, że w ostatnim czasie na angielski przełożony został "Dziennik 1954", co dało mu możliwość poznania poglądów ojca.
- "Dziennik 1954" był portretem życia w Warszawie w czasach komunizmu, a jego znaczenie leży w oskarżeniu kierowanym przez autora w stronę plutokratycznych elit rządzącego wówczas reżimu. Okazuje się, że bardzo wiele sportretowanych w "Dzienniku" zjawisk, jest aktualnych po dziś dzień. Uważam, że aparatczykowie czasów komunizmu przekazali swojego ducha aparatczykom progresywizmu, którzy rządzą naszym krajem i całą Europą z Brukseli i Strassburga. Wydają oni jeden edykt za drugim, tłamsząc wzrost gospodarczy, uniemożliwiając rozwój firm, tworzenie miejsc pracy. Te elity europejskie, których odpowiedniki możemy znaleźć w polskim aparacie władzy, cały czas krępują ducha przedsiębiorczości i inwestycje przez narzucanie sztucznych reguł i podatków - mówił syn Tyrmanda.
- Często spotykam się z pytaniem, dlaczego mój ojciec w drugiej połowie życia, w USA, tak bardzo zwrócił się w prawą stronę sceny politycznej. Uważam, że żaden zwrot w jego poglądach nie miał miejsca. Mój ojciec był zawsze piewcą wolności jednostki, niezależnie od tego, czy chodziło o komunistów, którzy umieścili go na swojej czarnej liście, czy progresywistów amerykańskich, którzy także nie chcieli go publikować - dodał Matthew Tyrmand.
Pasaż Leopolda Tyrmanda, gdzie mieści się tablica, to droga wewnętrzna zlokalizowana pomiędzy pl. Trzech Krzyży i ul. Marii Konopnickiej. Przy ul. Konopnickiej 6 - w gmachu siedziby YMCA (Young Men's Christian Association) - Tyrmand mieszkał w latach 1946-1955. W 2006 r. na gmachu odsłonięto tablicę upamiętniającą pisarza.
Pisarz tęsknił za miastem swojego dzieciństwa, przedwojenną Warszawą, ale dostrzegał też potencjał stolicy podnoszącej się po wojnie z ruin. Jako jeden z pierwszych snuł refleksje na temat warszawskiej "duszy", która przetrwała niemal całkowite zniszczenie miasta. "Duszę" Warszawy najpełniej opisał właśnie w powieści "Zły".
W PRL-u Tyrmand prowadził osobistą krucjatę przeciwko PRL-owskiej szarości za pomocą kolorowych skarpetek i jazzu. Na emigracji dawny entuzjasta USA zmienił zdanie. Krytykował amerykańskie media, a eksbikiniarz oburzał się na tandetność Hollywood i rozwiązłość "Playboya". W sierpniu 1971 ożenił się po raz trzeci - z Mary Ellen Fox, młodą doktorantką iberystyki na Uniwersytecie Yale. W styczniu 1981 urodziły im się dzieci: bliźnięta, Rebecca i Matthew. Tyrmand rozpoczął nowy etap życia - poważnego ojca rodziny. Nie cieszył się jednak długo życiem rodzinnym, 19 marca 1985 r., zmarł na zawał serca podczas wakacji w Fort Meyers na Florydzie.